sobota, 27 maja 2017

Rozdział 9

     Nienawidził szkoły.
     Nienawidził szkoły.
     Nienawidził szkoły.
     Nienawidził szkoły.
     Nienawidził szkoły.
    No dobra, zasłużył na karę, przyznał. Natomiast - reszta konsekwencji nie była taka wesoła. Co prawda, ojczymem wstrząsnął tak, że jego gniew wyszedł poza skalę dopuszczalnej normy, a to rozbawiło Anakina jeszcze bardziej. Matka zwróciła mu uwagę, ale on ją puścił mimo uszu. Duma go wręcz rozpierała, miał wrażenie, że pęknie i zmieni się w jakieś kolorowe konfetti. Jego radość nie trwała długo. Zaraz po dwóch dniach wolnego dowiedział się, że jego korepetycje zostały odwołane ze względu na oburzenie jego koleżanki. W innych godzinach dnia usłyszał w swoją stronę strasznie obraźliwe słowa. Nigdy w życiu nie poczuł się tak podle.
     Wiedział, że zasłużył, ale nie mógł sobie wybaczyć i zrozumieć, czemu pomyślał, że mogłaby to od tak przyjąć. Znał ją, wiedział jaka jest i wiedział, że jest poważna. O czym on w ogóle myślał? Jak mógł pomyśleć, że jej się to spodoba.
     Osobiście, nie miał pojęcia, co zrobić - dać jej czas, czy od razu atakować przeprosinami? Musiał z nią porozmawiać, bo czuł, że oszaleje. W ogóle na niego nie patrzyła na lekcjach, a on czuł się pusty, jakiś goły... tak bardzo brakowało mu jej wzroku i małego uśmiechu, którym jakoś się z nim porozumiewała w ciszy lekcyjnej.
     Kompletnie nie umiał słuchać, nie pochłaniał wiedzy od nauczyciela, a jego talent do słuchania i zapamiętania gdzie znikł w czeluściach, jak stracona szansa u Padme. Całe szczęście Leinah mu nic nie wypominała, nie stała po żadnej stronie i ani on, ani Naberrie nie podzieliła jej ze Sefem. To ostatnie czego chciał.
     - Żałuję, że mnie nie powstrzymywałeś - powiedział do przyjaciela.
     - Z jednej strony, ja też, ale z drugiej czegoś cię to nauczyło. No i mam wreszcie jakiś dobry ubaw, bo zamierzam patrzeć jak sprzątasz - zażartował.
     - No świetnie, tego mi brakowało - stwierdził. Odwrócił się od swojej szafki i wpadł na Padme. Ta, kiedy się otrząsnęła, po prostu odeszła i zostawiła sama Leinah w ich towarzystwie. Anakin pospiesznie zamknął drzwiczki i pobiegł do niej.
     - Czekaj! - nakazał ściskając jej nadgarstek, ale ta bez słowa się uwolniła z jego uchwytu. - No mówię, poczekaj! - Ponowił gest.
     - Puść mnie - warknęła Padme. - Nie masz prawa mnie dotykać, nie pozwoliłam ci.
    Puścił ją. Wiedział, że zachował się jak jakiś tyran, pan dla niewolnika, a przecież oboje byli wolnymi ludźmi.
     - Ta sytuacja cię nie dotknęła, a wnerwiasz się jakbym ci coś zrobił - tłumaczył.
     - Sprawiła, że się na tobie zawiodłam. Zachowałeś się gorzej niż dziecko. Jest mi wstyd za ciebie. Udowodnij, że potrafisz być naprawdę dojrzałą osobą - poleciła i odeszła.
     Przegrał walkę. Walkę o miłość.

     Leniwie uderzył mokrym mopem o podłogę. Brudna woda ochlapała jego spodnie, ale on się tym nie przejął. Wyglądał, jakby woźny zamiast brudu z hali sportowej, wyssał z niego życie, które chyba zapchało cały worek. Cały czas myślał jak się z tego wywiązać. Może za krótko znał Padme, ale wiedział, że oczarowała go naprawdę. Czuł coś, czego nie czuł nigdy. Sama w sobie była wyjątkowa. Stef wiedział, co się działo w Anakina sercu i sam stwierdził, że to właśnie to. Także Skywalker utknął w wielkim bagnie, które z każdą chwilą zaczynało go przerastać.
     No cóż, tak wygląda życie - przypomniał sam sobie.
    Kiedy wszystko staje się być już idealne, układa się - zawsze szlag trafi. On się odnalazł w tej nowej rzeczywistości, wszyscy go akceptowali. Znalazł szczerych przyjaciół, miał cudowną siostrzyczkę, a nie tylko sztywnego brata, z którym nawet się nie dogadywał! Można by rzec, że Owen to czysty ojciec, ale różnica istniała, wręcz bardzo dużo - młodszy to sto razy lepszy człowiek od swojego taty.
     Wrócił do domu wczesnym wieczorem. Rzucił torbą o próg salonu, jak to miał w zwyczaju, ale tym razem dość mocno, tak, że będzie musiał sprawdzić, czy datapad i wszystkie pliki działają, lecz nie zamierzał się od razu tym przejmować. Ruszył na górę, wziął z pokoju czystą bieliznę, jakieś dresowe spodnie i koszulkę - służące mu za piżamę - a potem pomaszerował do łazienki. Nie był fanem jakiś długich pryszniców w stylu "Jak mi źle, mam depresję", więc umył się jak najszybciej, a następnie umył zęby. Głód opuścił go już rano.
     Zszedł na dół, aby wziąć swoją torbę. Czuł na sobie dziwny wzrok Beru, ale on nie zamierzał obrzucić choćby obojętnym spojrzeniem. Nie miał ochoty patrzeć na nikogo z rodziny, prócz na matkę i Sokę. Problem w tym, że nie chciał i nie zamierzał z nikim gadać, tak więc niestety, nawet je olał. Próbował wziąć się za zadania. Wprawdzie, musiał po prostu się skupić, ale nie potrafił. Prace zrobił byle jak, ważne by były.
     Zgasił światło i wkopał się pod kołdrę. Z dołu, pomimo zamkniętych drzwi, słyszał rozmowy. Co prawda, nie przeszkodziłoby mu to w zaśnięciu, ale sam nie potrafił. Z jednej strony najchętniej zamknąłby oczy i odpłynął od tych wszystkich problemów, ale z drugiej - to właśnie one pozwalały mu zasnąć.
   Rozmyślał uporczywie bardzo długo. Głosy już dawno zdążyły ucichnąć. Może było już po dwudziestej drugiej, wszyscy spali. No... niekoniecznie wszyscy. Zaraz po tym, jak zdecydował zmusić się do spania, drzwi do pokoju otworzyły się ostrożnie, na co zareagował bardzo gwałtownie. W progu pojawiła się mała togrutanka w różowym pajacyku w miśki. Zamknęła drzwi i skierowała się w stronę jego łóżka. On pomógł jej wdrapać się na łóżko.
     - Po pierwsze, czemu nie śpisz? - zapytał cicho i łagodnie. - Po drugie, gdzie masz jakieś skarpetki czy kapcie? Nie chodź boso - poproił.
     Dziewczynka oparła się o ścianę. Łóżko nie liczyło sobie więcej niż metr czterdzieści szerokości. Stało wręcz na środku pokoju. Wchodziło się do pomieszczenia, na wprost stało właśnie jego łóżko, pod ścianą, po lewej niedaleko kąta mieściło się biurko, a na przeciwko posłania mieściła się komoda, mała półka i szafa. Cały pokój miał kolor chabrowy, a białe drzwi i sufit idealnie się z nim komponowały.
     - Ciemu do nikogo sie nie odzywaś? - spytała smutna.
     - Miałem zły dzień i humor. Tak czasami jest. Ogólnie jestem zmęczony a nie mogę zasnąć. Tak to wygląda, Mała - wytłumaczył.
    - Wiem. Nie lubie tego. Oni zawsie byli źli. Cięśto na mnie. Bałam sie, zie to ja cioś źłego źrobiłam - przyznała.
     - Nie. Coś ty. Jesteś najgrzeczniejszym i najcudowniejszym dzieckiem na świecie. Obiecuję, że postaram się jutro być weselszy. Naprawdę poprawiłaś mi humor swoją obecnością - wyznał. Czemu więc nie chciał z nią wcześniej rozmawiać? Jego siostrzyczka była lekiem na wszelaką zgryzotę.
     - Idzieś śpać?
     - Myślę, że teraz zasnę bez problemu.
     - A mogę śpać z tobą? Plosie.
    Uśmiechnął się, a dziewczynka w gramoliła się pod kołdrę. Przytuliła brata i odgoniła z jego głowy najgorsze scenariusze.
_________________________________________
Przepraszam, ale nie jestem pewna czy rozdziały będą systematyczne. Cóż, los się na mnie uwziął i szybko sobie nie odpuści. A na pewno nie w tym roku :/ Pewnie powiecie "Ale obiecała!". Tak, tylko że "Nie chwal dnia przed zachodem słońca" albo "Indyk myślał o niedzieli, a w sobotę mu łeb odcięli". Także, znowu potykam się o życiowe przeszkody, które wznowiły się po dodaniu tamtego rozdziału i obietnicy.
Niech Moc będzie z Wami!

2 komentarze: