sobota, 1 lipca 2017

Rozdział 10

     Stwierdził, że to najwyższa pora by nauczyć się żyć obojętnie na wiele rzeczy i przyjąć stanowisko "Niech się dzieje co chcę, ja to przeżyje tyle lat, ile będę musiał". Tę decyzję podjął tuż przed tym, jak jego matka weszła do pokoju i z uśmiechem oznajmiła jemu i jego siostrze, że trzeba wstać. To zdecydowanie zwiastowało dobry dzień.
     Nie mylił się.
    Na śniadaniu byli w trójkę. Beru w między czasie zaczęła naukę na jakimś uniwersytecie w ramach próby i jakiś papierów. Na Naboo wszyscy byli bardzo dobrze traktowani, a to, że przybyli skąd przybyli to zupełnie inna rzecz. Po prostu wystarczyło zwrócić się do odpowiedniej osoby, jak wielu innych przed nimi, poprosić. Bardzo często próby stawały się czymś co miało koniec i dawało obu stronom pozytywne rezultaty. Wykształcenie, a Naboo otrzymywało mądre społeczeństwo.
     - Naleśniki i owsianka, brać co za zamarzycie - powiedziała.
    - Biorę te babeczki, które właśnie się znajdują opiekaczu! - postanowił. - Wszystkie - uprzedził siostrę.
     - Nieplawda! Dasz mi chociaś jedną! - powiedziała pewnie. Wiedziała, że brat ją kochał i nie zabrał by jej wszystkich muffinek. Tak robią tylko najwięksi złoczyńcy, a Annie, nie był złoczyńcą. Był jej najukochańszym bratem, który nigdy w życiu by nie pozwolił jej skrzywdzić, a tym bardziej sam by ją nie skrzywdził.
     - Dam ci wszystkie - obiecał z uśmiechem/
     - Na pół! - ustaliła dziewczynka.
    - Dwie wezmę do szkoły i jakieś warzywa oraz owoce - stwierdził i poszukał sobie pudełka na drugie śniadanie. Do jednej przegródki wrzucił wcześniej pokrojone trzy warzywa, do drugiej kiść jagód chee-chee. Podczas gdy jadł swoje śniadanie, Shmi do drugiej przygródki włożyła dwie muffinki i jakieś herbatniki. To, że miał szesnaście lat nie oznaczało, że nie mógł sobie pozwolić na chwile powrotu do wczesnego dzieciństwa. Po posiłku wrócił na górę, wyczyścił zęby i obmył twarz, ubrał się w jakieś wyjściowe dresy oraz koszulkę, założył buty, wziął torbę i zszedł na dół po pudełko, pożegnał się z mamą, przytulił siostrę i wybrał się do szkoły.
      Mimo przytłaczających go momentów z poprzedniego dnia, uśmiechał się, jakby wszystko było mu przychylne i wprawiało w zachwyt. Postanowił, że wszystko oleje i, że oleje wszystko, co się stanie, więc tak zrobił. Czemu nie? Od razu poczuł jakiś upust, a Ahsoka tylko poprawiła mu humor poprzedniego wieczora. Ta dziewczynka była nie możliwa, po prostu cudowna. Ktokolwiek lub cokolwiek - w zależności od wiary jakieś osoby - mu ją zesłało, dziękował temu/jemu.
     Wszedł do szkoły wręcz tanecznym krokiem. Wyglądał, jak jakiś idiota, szaleniec... no postradał zmysły! Wśród dziwnych wzroków znalazł się ten jeden, generowany przez oczy Padme Naberrie, a jemu to zwisało. Bo po co się nią przejmować? Nawet nie dała mu wytłumaczyć, bo choć coś zrozumieć. Nie, żeby twierdził, że dziewczyna nie ma racji, bo ma, ale on również! A to, że ona już go nie chciała go słuchać, to tylko jej strata. On zamierzał sobie poradzić sam, z lekcjami, z życiem i wszystkim tym, co ma go spotkać.
     - Nie za dobrze się bawisz? - zapytał go Stef.
     Anakin otworzył szafkę, włożył do niej torbę, wyciągnął datapad, a woreczek z plikami schował do kieszeni. Z pudełka śniadaniowego wziął dwie babeczki.
     - Facet, mam babeczkę na drugie śniadanie, a co za tym idzie, ty też - odpowiedział i dał mu jedną z muffinek. - Jak tu życia nie kochać
     - Dzięki. - Przyjaciel od razu zabrał się do konsumpcji. - A tak na poważnie? Bez ironii.
    - Moje poprzednie zdanie nie miało w sobie nawet grama ironii - wytłumaczył Anakin. Na jego twarzy pojawił się cień smutki wywołany niedowierzaniem przyjaciela.
     - Człowieku, coś ty brał? - dopytywał się Salvat.
     - Nic. Absolutnie nic - zarzekał się żując babeczkę.
     - Wczoraj byłeś wrakiem żywej istoty - przypomniał Stef.
   - Jestem tego świadomy, doskonale pamiętam. Ale moja kochana siostrzyczka pokazała mi wczoraj, że powinien trzymać się tego, co mnie nie skreśli za byle błąd i cieszyć się tym, co mam. No i patrzeć z dystansem na życie oraz czekać na to, co mi przyniesie. Mam gdzieś co myśli Padme i reszta galaktyki - wytłumaczył Skywalker odchodząc do klasy wraz z zabrzęczeniem dzwonka.


     Coś co go zdziwiło i uradowało to fakt, że euforia sprawiła iż łapał matmę i fizykę bez żadnej pomocy. Czuł na sobie ukradkowy wzrok Padme w momencie, w którym, jak szalony klikał na swoim datapadzie rozwiązując zadania. Poczuł na sobie jej dziwne spojrzenie w chwili, gdy nauczyciel zapytał go, czemu siedzi i nic nie robi. Anakin powiedział prawdę:
     - Zrobiłem wszystko. Banał.
     Pozwolił sobie na myśl, czy Padme przypadkiem nie sądzi, że to jej zasługa. Owszem, to, że jest mu łatwiej, to jej dzieło, ale fakt, że go nagle olśniło, to dzięki Ahsoce. Takiej radości z życia nie miał dawno...  a wręcz nigdy. Olewał wszystko, bo mógł. Bo tak było łatwiej. Co prawda, obojętność jest najgorszą rzeczą w wszechświecie, ale czasem trzeba, to konieczne. Innej drogi po prostu nie ma.
     Wszystkie lekcje minęły mu wyjątkowo szybko. Spotykał się z dziwnym wzrokiem Stefa i wcale mu się nie dziwił. Anakin miał świadomość, że zachowuje się jak kompletny szaleniec, zupełnie niepodobny do siebie.
     Swoją pracę, jako woźny zaczął od włożenia na siebie specjalnego ubrania w czasie kiedy pogwizdywał sobie dobrze znaną melodię z jednej z kantyn Tatooine. Przypomniał sobie o niej machinialnie. Nie słyszał żadnych znanych mu zespołów od trzech lat. Cliegg nie pozwalał mu się zapuszczać do Mos Eisley.
     Energicznie i dokładnie wymył korytarze szkoły, które mu zostały przydzielone w ramach kary. Zauważył, że zeszło mu dwa razy szybciej i z większą radością pomaszerował do domu. Po powrocie do domu umył się i zjadł porządną porcję obiadu. Zauważył, że nie ma żadnej pracy domowej, więc całe popołudnie spędził z młodszą siostrą.
     Dzień wydawał się spokojny, cudowny.
     Całe szczęście zburzył jeden incydent...
______________________________WAŻNE! 
Byłoby mi miło gdybyście przeczytali te informacje. Właśnie skończyliście czytać rozdział napisany... pod koniec lutego. Tak. Ja zwyczajnie nie miałam siły i zapasowych notek by dodawać na bieżąco. W moim życiu działo się wiele rzeczy, które zaburzyły moją względną harmonię, psychikę i poglądy. Również zrozumiałam wiele rzeczy i mogę powiedzieć, z AUTOPSJI, że złe rzeczy należy przeczekać cierpliwie na tyle, na ile potrafimy. Od dnia dziecka, życie... chciałabym powiedzieć, że wraca, ale nie mogę - znalazło tory, bedące w jakimś sensie właściwe. W ostatnich dwóch tygodniach spełniłam marzenia, znalazłam swoje prywatne szczęście i realizuję cele. Te informacje podane są w czwartek, 28 czerwca 2017. Wczoraj, 30 czerwca 2017 najprawdopodobniej przeszłam operację, na którą czekałam dziesięć lat i usunęła mój największy kompleks - zez. W tym momencie - do szczęścia jest mi niewiele potrzeba, aczkolwiek niewiele zawsze ma wielką wartość. O ile to możliwe - co sobotę w wakacje będę publikować notki w ramach kompensaty sobie, jak i wam :) Do pisania wrócę, kiedy moje oczy będą mogły dłużej patrzeć w ekran urządzeń elektronicznych ^^
Niech Moc będzie z Wami!

2 komentarze:

  1. Pierwszy raz od miliarda lat zostawiam komentarz. A więc:
    No mi się wydaje, że Anakin zachowuje się po prostu... no dziwnie xd Chociaż w sumie to... czasami i mnie można spotkać skaczącą z radości na korytarzu xD
    Trochę mnie wkurza Padme. Zachowuje się jakby była obrażoną damulką.
    Ogólnie rozdział mi się podoba i fajnie, że wróciłaś do wstawiania tych rozdziałów ^.^
    Czekam na kolejny!
    NMBZT,
    Dziecinka 😙

    OdpowiedzUsuń