sobota, 23 czerwca 2018

Rozdział 12

     Obudziła go Ahsoka krzycząc "Annie! Annie!". Zorientował się wtedy, że ledwo wzeszło słońce, więc nie ogarniał dlaczego go obudziła, skoro dopiero zaczął się dzień. Zapytana co było powodem, odparła, że strasznie się o niego martwiła i chciała go pocieszyć. Ponownie skończyła obok niego, w jego ramionach i znowu zasnęli jak rodzeństwo, a Anakin wyglądał jakby miał dziesięć lat mniej.
     - Wstawajcie - poprosiła Shmi.
     Oboje przetarli swoje zaspane oczy i ziewnęli do tego. Wyglądali strasznie uroczo, a Shmi mogła by patrzeć na ten obraz całymi dniami. Nie mogła. Musieli oboje wstać, zwłaszcza Anakin.
     - Nie idę nigdzie - oświadczył dobitnie zaspanym głosem. - Mogę wysprzątać im korytarze po południu, ale nie ciągnij mnie na lekcje. Nie potrafiłbym się skupić. Robię sobie wolne do końca tego tygodnia. Dyrektor musi zrozumieć - powiedział.
      - Dobrze, Owen to załatwi - zgodziła się matka po chwili namysłu. - Soka, choć na śniadanie.
      - A Annie?
      - Daj mi się wyspać. Póki nie wiem co ze Stefem. Potem zjem - odpowiedział.
     Dziewczynka z trudem wygramoliła się z łóżka brata i poszła za matką zostawiając Anakina, który ponownie odpłynął w krainę snów, mające przynieść mu ukojenie. Niestety, albo widział czarne plamy, albo poturbowanego przyjaciela, czasem pojawił się jego brat, ale tylko ukradkiem. Obudził go świergot komlinka, więc chłopak natychmiast wstał i otrzeźwiał.
     - Leinah - przywitał dziewczynę.
    - Za pół godziny, przecznicę od szpitala. Stało się coś, ale nie chcą mi powiedzieć co - wyznała dziewczyna.
     - Zaraz będę - powiedział.
     Wyskoczył z łóżka, nałożył wyjściowe dresy, koszulkę i zwykłe buty sportowe zaliczające się do dziennego stroju. Wpadł do łazienki, umył zęby i przy płukaniu ich umył również twarz. Wytarł się szybko. Porwał bluzę z krzesła, zbiegł do kuchni, na szybko wziął jedną kanapkę Owenowi z talerza krzycząc, że kiedyś mu odda i, że go przeprasza. Wybiegł z domu, a potem w pośpiechu jadł swoje ubogie śniadanie. Szczerze powiedziawszy, był tak zdenerwowany, że ledwo je połykał i najchętniej zwymiotowałby.
      Zastanawiał się, co takiego usłyszy od swoich przyjaciółek. A raczej od jednej, po druga się na niego obraziła. Tego nawet nie dało się nazwać przyjaźnią. Znaczy, nieprawdziwą... źle, po prostu nie zależało mu na przyjaźni z Padme, tylko na uzyskaniu jej zaufania i pokochania jej. Zalewaniu jej miłością. To może głupie, bo zapragnął tego, kiedy ją zobaczył. Zakochał się po prostu w wyglądzie, ale coś mu podpowiadało, że jest tak naprawdę cudowną osobą. Dobrze jej się patrzyło z oczu. Nie mylił się. Tylko po prostu wszystko spartolił. W tym cały problem.
      - Napadli na szpital - przemówiła Leinah, kiedy Anakin pojawił się tuż obok. Nie była smutna, mówiła głosem wrednej dziewczyny, która się na wszystkich mści i wielu osobom imponuje tym, że potrafi się postawić i nie da sobie pluć w twarz byle bzdurą. Taką naturę najwyraźniej miała Leinah, jeśli chodzi o tą gorszą stronę.
      - W jakim sensie? - zapytał zdezorientowany chłopak.
     - Jakiś facet wbił do jego pokoju i zażądał rozmowy z nim, twierdząc, że nazywa się Anakin Skywalker.
      -  Co proszę?
      - O co chodzi?
      - Sam nie wiem. Nie mam z nikim na pieńku. Jedynie z Padme, ale... nie... to jakiś żart? - nie dowierzał Anakin.
      Nie odpowiedziały mu tylko poszły przed siebie, jak podejrzewał, w stronę szpitala, a on kroczył zaraz obok. Musiał natychmiast porozmawiać ze swoim przyjacielem. To jest pomyłka! Przecież nie mógł sprowadzić takiego nieszczęścia na Stefa, to niemożliwe! Co on miał wspólnego z jakimś facetem. Nauczyciele to nie przestępcy, a z Tatooine nikt nie wie gdzie się Skywalkerowie podziali... chyba. Poza tym, to bez znaczenia. Wszystko co zrobił złego, zdarzyło się za czasów niewolnictwa i były to takie drobnostki, że nikt o tym nie pamięta. Nawet Sam Watto... jeśli w ogóle jeszcze żyje i prowadzi swój sklep równię nędzny jak życie tego Toydarianina.
       Na korytarzu, tuż przed pokojem, gdzie leżał Stef, spotkali jego brata, który od razu wystartował do Skywalkera.
       - Co to ma w ogóle znaczyć?! Jaja sobie robisz?!
       - Przyrzekam, że nie mam pojęcia o co chodzi i sam jestem zdziwiony! - zarzekał się.
     - Tatooine tak? Pochodzisz ponoć z obrzeży miasta, gdzie panoszyli się sami zbrodniarze - argumentował.
       - Niech wejdzie i sam mi wszystko powie - nakazał młodszy Salvat, więc Anakin spełnił prośbę przyjaciela.
       - Tak naprawdę to ze spokojniejszego miasta. To o czym mówisz, jest Mos Eisley, a ja pierwsze lata swojego życia spędziłem w Mos Espie, gdzie przebywały co najwyżej gbury, ale z żadnym zatargów nie miałem. W Mos Eisley nie znałem nikogo, kto mógłby mieć porachunki z osobami większych szczebli w galaktyce, nikomu nie wchodziłem w drogę. Stef, nie zrobiłbym ci tego! Przyleciałem tu "by rozpocząć nowe życie" tylko dlatego, że rodzice narzeczonej brata chcieli dla nich lepszego życia, to wiesz. Ja byłem zmuszony tu przyjechać, ale nikomu nie mam tego za złe. Nie, skoro znalazłem przyjaciół. Mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, Kitster, został w Mos Espie, a ja nie miałem nikogo prócz matki. Dla mnie Kitster naprawdę był ważny, a ty stałeś się równie ważny jak on. Nie skrzywdziłbym go, więc ciebie też nie.
       - Szukał jakiegoś dziecka!
       - Co? Ale... chyba... nie...
       - Co ukrywasz? - warknął starszy Salvat.
       - Nic. Po prostu... mieliśmy... znaczy - tuż przed przylotem tu, adoptowaliśmy moją siostrę, togrutankę. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, więc... tylko z tym dzieckiem mam coś wspólnego.
      - Co powiemy służbom? - zadrwił Dam. - Że dziewczynka sprawiła, że mój brat ledwo żyje?!
      - Weźmiemy sprawy w swoje ręce - postanowiła Padme.
_________________________________________
To ile mnie tu nie było? XDDD Ależ ja jestem dowciapna! Mam nadzieję, że się podobało :) Dajcie mi czas, a zrekompensuję ten rok przerwy.

3 komentarze:

  1. Cieszę się że z powrotem trafilam na tego bloga :) już nie mogę się doczekać kolejnuko rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na pierwsze rozdziały tu przypadkiem i zaciekawiłaś mnie. Aż dziwne, że nie zostawiłam sobie w zakładkach na telefonie, ale mam zapisany link na ekranie głównym. Widzę, że coś Ci nie szło pisanie, sporo po roku dostałaś następny rozdział. Mimo to, mam nadzieję, że wrócisz do pisania dalej. Lecę przypomnieć sobie co i jak tu się dzieje, ale powiem ci, że początek tego rozdziału jest tak słodki, że znam go na pamięć 😍.

    OdpowiedzUsuń