Nie wiedział jak, nie miał pojęcia czemu, ale dostał od Leinah wiadomość:
Stef miał wypadek, stan ciężki.
Kiedy próbował się z nią kontaktować w sposób nietekstowy, nie potrafił jej zrozumieć, jedyne co było wyraźne, to jej szloch. Nie ukrywał, że wolałby pognać do szpitala, ale nie mógł zostawić swojej siostry samej w domu, Cliegg by go zabił, ale bardziej martwiłby się o swoje własne sumienie. Po prostu czekał, a Ahsoka siedziała przy nim cały czas.
W momencie kiedy jego rodzicielka wróciła do domu, on rzucił jej na pożegnanie cytatem wiadomości Leinah i wybiegł z domu trzymając w ręce bluzę.
Cały czas się za siebie oglądał, jakby miał wrażenie, że ktoś go obserwuje i na niego czyha. Leinah mimo wszystko zdołała wyjęknąć, że to nie był przypadek.
W holu spotkał swoją przyjaciółkę pocieszaną przez Padmę i po raz pierwszy, brata Stefa. Miał minę twardziela, co chwilę odbierał komlink i zza zakrętu, gdzie wychodził rozmawiać, dochodziły jego rozdrażnione słowa, czasem nawet dało się usłyszeć "Mamo" lub "Tato", różne przekleństwa. Po jakimś czasie zjawiły się służby porządkowe, które starszy Salvat wyrzucił natychmiast, zwłaszcza, że Stefa operowano, a wszyscy nie byli w stanie rozmawiać.
Po jakieś godzinie wrócił lekarz z wiadomością, że Stef ma pozostać do następnego dnia w śpiączce. Stan był jak najbardziej stabilny, po prostu chcieli zobaczyć, jak skończy się dochodzenie do organizmu na spokojnie. Może powtórzą kolejną operację, jeśli przy lekach i kroplówce ciało nie pozbędzie się trucizny.
Pod wieczór Leinah opowiedziała, że miała się z nim spotkać na nowym ogrodzie na jakimś dachu. Nie był to jakiś masywny budynek, ale znajdował się przy klifie, gdzie po prostu można zaobserwować cudowne widoki. Tak, jakiś snajper strzelił w niego dwa pociski, które, jak się potem okazało, zawierały truciznę. Spowodowało to, że nogi się pod nim ugięły, sturlał się po długich schodach, wpadł na stół ze szklankami i wbił sobie dość mocno róg stołu w żebra. W cały ciele znajdowało się masę odłamków szkła, a ciało zostało poturbowane przez betonowe schody.
Dwie godziny przed północą odesłano ich do domu i kazali zostać tylko bratu. Padme, wciąż obrażona na Anakina, wzięła Leinah ze sobą do domu. Mimo dziwnych i odrzucających spojrzeń Naberrie, ten i tak je odprowadził nie chcąc by coś im nie stało. Z drugiej strony, jego plan był bez sensu, bo jeżeli ten terrorysta miał coś do Stefa to równie dobrze mógł rozstrzelać ich.
Mimo wszystko, wszyscy wrócili cali i zdrowi.
Anakina w domu uspokajała matka. Cliegg nie mówił nic, odpuścił sobie. Nawet nie zamierzał robić mu wyrzutów, że późno wraca. Na farmie wilgoci nawet minuta po czasie potrafiła zdeterminować go do narzekania na wszystko. "Bo Owen...". Mimo że Anakin powiedział iż Stefa trafił snajper, to nie wpłynęło to jakoś bardziej opiekuńczo na Larsa.
Wątpił, że zaśnie.
W holu spotkał swoją przyjaciółkę pocieszaną przez Padmę i po raz pierwszy, brata Stefa. Miał minę twardziela, co chwilę odbierał komlink i zza zakrętu, gdzie wychodził rozmawiać, dochodziły jego rozdrażnione słowa, czasem nawet dało się usłyszeć "Mamo" lub "Tato", różne przekleństwa. Po jakimś czasie zjawiły się służby porządkowe, które starszy Salvat wyrzucił natychmiast, zwłaszcza, że Stefa operowano, a wszyscy nie byli w stanie rozmawiać.
Po jakieś godzinie wrócił lekarz z wiadomością, że Stef ma pozostać do następnego dnia w śpiączce. Stan był jak najbardziej stabilny, po prostu chcieli zobaczyć, jak skończy się dochodzenie do organizmu na spokojnie. Może powtórzą kolejną operację, jeśli przy lekach i kroplówce ciało nie pozbędzie się trucizny.
Pod wieczór Leinah opowiedziała, że miała się z nim spotkać na nowym ogrodzie na jakimś dachu. Nie był to jakiś masywny budynek, ale znajdował się przy klifie, gdzie po prostu można zaobserwować cudowne widoki. Tak, jakiś snajper strzelił w niego dwa pociski, które, jak się potem okazało, zawierały truciznę. Spowodowało to, że nogi się pod nim ugięły, sturlał się po długich schodach, wpadł na stół ze szklankami i wbił sobie dość mocno róg stołu w żebra. W cały ciele znajdowało się masę odłamków szkła, a ciało zostało poturbowane przez betonowe schody.
Dwie godziny przed północą odesłano ich do domu i kazali zostać tylko bratu. Padme, wciąż obrażona na Anakina, wzięła Leinah ze sobą do domu. Mimo dziwnych i odrzucających spojrzeń Naberrie, ten i tak je odprowadził nie chcąc by coś im nie stało. Z drugiej strony, jego plan był bez sensu, bo jeżeli ten terrorysta miał coś do Stefa to równie dobrze mógł rozstrzelać ich.
Mimo wszystko, wszyscy wrócili cali i zdrowi.
Anakina w domu uspokajała matka. Cliegg nie mówił nic, odpuścił sobie. Nawet nie zamierzał robić mu wyrzutów, że późno wraca. Na farmie wilgoci nawet minuta po czasie potrafiła zdeterminować go do narzekania na wszystko. "Bo Owen...". Mimo że Anakin powiedział iż Stefa trafił snajper, to nie wpłynęło to jakoś bardziej opiekuńczo na Larsa.
Wątpił, że zaśnie.
~*♥*~
Obudził się, bo poczuł, że musi. Jakkolwiek było to sprzeczne z prawem medycyny jeśli chodzi o jego stan, czuł, że powinien się obudzić i jak najszybciej powrócić do świata żywych. Poczuł słaby zapach delikatnych perfum pomieszany z zapachem whiskey i gulaszu. Nie miał pojęcia czy tylko jemu Leinah pachniała lekko gulaszem, czy po prostu ma głupie skojarzenia. W każdym razie, kochał gulasz tak bardzo, jak kochał Leinah.
Spróbował się podnieść. Udało mu się, choć wiele części ciała straszliwie go bolały.
- Gdzie jest to dziecko Mocy? - powiedział z chrypką w głosie jakiś mężczyzna.
- Że co proszę? - zapytał chłopak z niedowierzaniem w głosie.
- Drugi raz nie powtórzę - ostrzegł facet.
Stef miał wrażenie, że dopadły go zwidy. Czy ewidentnie trzeba będzie wezwać psychiatrę? Jaka Moc? Nie zamierzał bawić się w istnienie szamanów czy innych dyrdymałów. Nawet jeśli jakaś tam wojenka trwa.
- Już raz cię o mało nie zabiłem. Teraz mam czysty strzał chłoptasiu - groził nieznajomy.
- Koleś, o co ci chodzi? - Teraz już na sto procent wiedział, że musi się obudzić albo wezwać specjalistę.
- Anakinie Skywalkerze... - przemówił obcy.
- Czekaj, co? Jestem Stef Salvat. Pomyliłeś osoby.
Natychmiast mężczyzna wyciągnął broń i wycelował w chłopaka.
_________________________________________
- Że co proszę? - zapytał chłopak z niedowierzaniem w głosie.
- Drugi raz nie powtórzę - ostrzegł facet.
Stef miał wrażenie, że dopadły go zwidy. Czy ewidentnie trzeba będzie wezwać psychiatrę? Jaka Moc? Nie zamierzał bawić się w istnienie szamanów czy innych dyrdymałów. Nawet jeśli jakaś tam wojenka trwa.
- Już raz cię o mało nie zabiłem. Teraz mam czysty strzał chłoptasiu - groził nieznajomy.
- Koleś, o co ci chodzi? - Teraz już na sto procent wiedział, że musi się obudzić albo wezwać specjalistę.
- Anakinie Skywalkerze... - przemówił obcy.
- Czekaj, co? Jestem Stef Salvat. Pomyliłeś osoby.
Natychmiast mężczyzna wyciągnął broń i wycelował w chłopaka.
_________________________________________
Zapomniałam w tamtym tygodniu XD Wybaczcie. Strasznie źle się czułam.
Jak tam początek wakacji?
Niech Moc będzie z Wami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz